czwartek, 17 lutego 2011

PJ vol. 21 dociera na rejon

No! Proszę Państwa - Sesja zaliczona! Dwie nowe części w tym miesiącu przybyły - Paradox vol. 26 i dziś z rana listonosz przyniósł vol 21 - Krzysztofa Sadowskiego 'and His Hammond Organ'. Właśnie słucham i to jest to! Mimo że kopia trochę czasem zaszumi i "potrzaska" to, w końcu ją mam! A Stan nie jest aż tak tragiczny. Na allegro często tą płytę można było znaleźć, lecz w stanie opłakanym. A jak już była elegancka to cena rosła - wiadomo... a teraz te 20PLN to prawie nic;] te dwa 4ro-paki czasem można odpuścić - taaa...;]

A jak po sesji, to na dniach obiecane Seant we FLACU z CD... Chyba, że by ktoś sobie życzył jeszcze Kosza, to też da radę... choć nie wiem czy Kosza gdzieś w sieci we FLACu nie widziałem...

środa, 16 lutego 2011

Andrzej Przybielski




Andrzej Przybielski - (ur. 9 sierpnia 1944, zm. 9 lutego 2011 w Bydgoszczy) – polski trębacz jazzowy, związany z polską sceną awangardową i free jazzową.

W 1968 wraz z "Trio Gdańsk" został laureatem konkursu Jazz nad Odrą. W 1969 wraz z "Formacją Muzyki Współczesnej" wystąpił na Jazz Jamboree. Współtworzył muzykę dla Teatru Narodowego, Teatru Performer z Zamościa, Sceny Teatru Witkacego w Zakopanem. Współpracował z takimi muzykami, jak: Helmut Nadolski, Jacek Bednarek, Andrzej Kurylewicz, Czesław Niemen, Tomasz Stańko, Stanisław Sojka, Adam Hanuszkiewicz, Wanda Warska, Marcin Oleś i Bartłomiej Brat Oleś, Ryszard Tymon Tymański, Wojciech Konikewicz, Józef Skrzek. Współtwórca i współlider grup Sesja, Big Band Free Cooperation, Asocjacja Andrzeja Przybielskiego, Acoustic Action. W latach 90. współpracował z muzykami sceny yassowej, m.in. w grupie NRD.

Piotr-Autentyk przesłał mi kilka zdjęć z pogrzebu tego znakomitego free-jazzowego muzyka. Za jego zgodą umieszczam kilka...

Andrzej Przybielski był postacią historyczną w polskiej muzyce, człowiekiem, o którym krążą legendy, trębaczem który grał z tyloma muzykami, że nie sposób ich wymienić. To dla świata muzyki ogromna strata - mówią zaprzyjaźnieni z artystą twórcy. Muzyk zmarł dziś w wieku 67 lat.

Przybielski od lat sześdziesiątych fascynował się awangardą jazzu. W roku 1968 roku został laureatem konkursu Jazz nad Odrą. W rok później występował już na "Jazz Jamboree" z "Formacją Muzyki Współczesnej" na czele z Andrzejem Kurylewiczem. Brał udział w dziesiątkach projektów uznanych artystów jak: Helmut Nadolski, Jacek Bednarek, Andrzej Kurylewicz, Czesław Niemen, Krzysztof Komeda, Tomasz Stańko, Stanisław Soyka, Adam Hanuszkiewicz, Wanda Warska, Ryszrd Tymon Tymański, Wojciech Konikiewicz czy Józerf Skrzek. Był współtwórcą i liderem grup Sesja, Big Band Free Cooperation, Asocjacja Andrzeja Przybielskiego i Acoustic Action. W latach 90. współpracował z muzykami sceny yassowej. Każdy etap jego działalności dokumentowany był kolejnymi albumami - brał udział w nagraniach ponad 70 płyt różnych wykonawców. Na swoim koncie miał również współpracę z kilkoma grupami teatralnymi m. in. ze "Sceną im. S. Witkacego" w Zakopanem oraz teatrem "Performer" z Zamościa, z którym występował w Paryżu na Światowych Dniach Teatru w Avignon. - To ogromna strata. Właśnie skończyłem czytać biografię Tomasza Stańko, gdzie bardzo często wspomina nazwisko Przybielskiego i pisze o nim jako o muzyku wybitnym, o niezwykłej muzycznej fantazji. W podobny sposób mówią o nim wszyscy ci, którzy mieli okazję z nim kiedykolwiek współpracować. Pamiętam, jeszcze nie tak dawno temu grał koncert z Jerzym "Mazzolem" Mazolewskim. To była prawdziwa wirtuozeria. Będzie mi brakować takich wykonań - mówi Artur Maćkowiak z klubu Mózg, z którym Przybielski był od lat związany - Był bardzo otwarty i ciekawy nowych rzeczy. Dzwonił do mnie zawsze choć raz w tygodniu i dopytywał kto ciekawy zagra w klubie, przychodził na koncerty, czasem wpadał tylko po to by przywitać się ze starymi znajomymi. Nie wiem czy mamy dzisiaj w Bydgoszczy jeszcze jednego tak wybitnego muzyka - dodaje. - To była wielka muzyczna indywidualność. Miałem z nim okazję grać nie raz. Nie znam nikogo innego o tak wielkiej artystycznej wyobraźni i wrażliwości. To był wirtuoz. Tymański i Stańko zgodnie swego czasu przyznali, że gdyby nie był tak ogromnym outsiderem i ze względu na swój indywidualizm, nie był tak trudny we współpracy to z pewnością zrobiłby światową karierę. Mimo to nie ma w kraju muzyka jazzowego, który nie znałby jego nazwiska i nie ceniłby jego nieprzeciętnego talentu - dodaje Rafał Gorzycki, z którym Przybielski nagrywał i koncertował.


poniedziałek, 14 lutego 2011

Sadowski i jego Organy Hammonda czyli PJ vol. 21


Tak, wiem... Stan okładki nie powala, ale musiałem ją w końcu kupić... Bardzo, bardzo przyjemna część... szczególnie te impresje na temat Beatlesów. A 20PLN to jednak nie majątek... Numer 21 właśnie do mnie jedzie... Zakupy przez internet - trzeba czekać - a kolekcja rośnie;]

Fotki z aukcji

piątek, 11 lutego 2011

Polish Jazz

Wykopane w sieci... komentarz Pana Krzysztofa Gregorczyka traktujący o serii Polish Jazz ogólnie, znaleziony na portalu Diapazon. Ciężko jest mi się ustosunkować do tej wypowiedzi. W sumie dla Pana pewnie jestem smarkaczem, z mlekiem pod nosem, nie znam serii z czasów gdy sie ukazywała, i jak się ona miała do tego co działo się na scenie jazzowej w Polsce ogółem... ale tekst ciekawy:
Nie oceniam 50 lat historii jazzu. Oceniam jedynie kryteria doboru repertuaru do serii Polish Jazz. Sam Pan przyzna, że nawet powierzchowna analiza serii pozwala na wysnucie w zasadzie jednego wniosku, i tu się z Panem całkowicie zgadzam, że o doborze repertuaru decydowały względy pozamuzyczne, właśnie te "dojścia" i "układy" . Wydawano artystów, którzy nie przetrwali próby czasu (że wyrażę się tak eufemistycznie), a nawet w chwili wydania nie należeli do szczególnie wybitnych. Niezwykle rzadko zdarzało się wydawcom dostrzec istotne zjawiska. Chociaż były wyjątki. Wspomniany Paradox, Spisek Sześciu, Laboratorium, Extra Ball, Sun Ship, Young Power, których zazwyczaj debiutanckie , a czasem jedyne, płyty jednak w serii ukazywały się i to w miarę na czasie. Niemniej, gdyby zastąpić niczym, moim zdaniem, nieuzasadnioną nadprodukcję jazzu tradycyjnego w serii być może znalazłoby się w niej wcześniej miejsce dla Janusza Muniaka (nie dopiero w 1978 r.-nr 54) dla Wojciecha Karolaka (zaistniał jedynie jako co-leader na Mainstream (nr 40) i dla wielu artystów nieobecnych, a istotnych dla kondycji jazzu w Polsce. Kilka nazwisk już wcześniej wymieniłem: Helmut Nadolski - wydawał płyty w Niemczech, w kraju jedynie "Meditation" z Niemenem dla Veritonu i "Ostatnia wieczerza" dla Alma Art, A.Przybielski jedna, jedyna płyta dla Alma Art -do dziś zresztą nie należy do ulubieńców firm wydawniczych, Leszek Żądło -jedna płyta dla Klubu PSJ natomiast wiele w Austrii, dla Krzysztofa Knittla i Andrzeja Bieżana- znów nieoceniony Alma Art. Niestety wydający swe płyty w nakładzie jedynie 1000 szt. Możemy przyjąć, że z jakichś względów w/w muzycy reprezentujący raczej nurt free byli w serii niemile widziani, że starano się wydawać muzykę jazzową bliższą środka, ale dlaczego w takim razie nie znalazło się miejsce dla Sławomira Kulpowicza i The Quartet, dla Tomasza Szukalskiego, dla przecież bardzo swego czasu popularnych wrocławskich formacjii Crash lub Teddy Bear. Na szczęście dla polskiej fonografii jazzowej pojawił się Klub Płytowy PSJ. Proszę wyobrazić sobie dokumentację jazzu w Polsce w latach 70 i 80 gdyby nie istniał Poljazz. Co ostałoby się w serii Polish Jazz? Dla przykładu: w latach 80 -21 tytułów w tym 8 jazzu tradycyjnego, 3 umownie nazwijmy fusion, reszta to środek jazzu -aż (?) 9 w tym po jednej (tylko!) T.Stańko i Z. Namysłowskiego. Mizernie.
Dlaczego zatem nie stworzono z serii w latach 80 czegoś na kształt Panteonu Sławy w którym wydawano by rzeczywiście najwybitniejsze pozycje naszego jazzu. Reszta, ta umownie mniej wybitna, mogła by sobie wydawać w normalnym trybie w Muzie czy Poljazzie.
Moim zdaniem niesłusznie usiłujemy gloryfikować serię Polish Jazz, która jeśli w zamyśle miała być ekskluzywną serią, będącą nobilitacją dla artysty, to na pewno nią nie była. Była przypadkowym workiem z napisem Polish Jazz do którego wrzucano nagrania zupełnie bez idei. I nie można tłumaczyć wszystkiego niechęcią władz do jazzu, zapisami cenzury na nazwisko itp. Mówimy przecież o latach 60-80, nie o okresie katakumbowym. Istniało nie tylko Jazz Jamboree ze swoją niepowtarzalną, a teraz już nie do powtórzenia, wspaniałą atmosferą „Święta Jazzu” ale istniały też inne festiwale w nienajgorszej jak na tamte lata kondycji, a organizowane przecież również w znaczącej części (a zwykle wyłącznie) za tzw. „państwowe” pieniądze. Muzycy których nie wydawano w serii Polish Jazz na tych festiwalach grywali. Jazzu w państwowym Polskim Radio było powiedziałbym nawet, że więcej niż obecnie, a pamięta Pan zapewne Trzy Kwadranse Jazzu (trwające czasem prawie godzinę) w pr. III codziennie i to o godz. 21 (lub najdalej 22)!!!
Można oczywiście odwrócić sytuację i założyć, że nie można krytykować planów wydawniczych wydawców z Polskich Nagrań , że należy być im wdzięcznym za wydawanie jakiegokolwiek jazzu nawet w, co jeszcze raz podkreślę, moim zdaniem sztucznej etykiecie jaką jest seria Polish Jazz. Ale czy o to chodzi?
Od lat panuje w polskiej prasie muzycznej megalomańskie wykuwanie terminu Polish Jazz jako określenia niemalże nurtu w jazzie, jako potwierdzenie naszego wkładu do jazzu światowego, mającego świadczyć o naszej niezwykłości w jazzowym świecie. Proszę zauważyć, że nie używa się terminu „Italian Jazz” mimo, że Włosi „wprowadzili” do słynnej Encyklopedii Leonarda Feathera kilka razy więcej nazwisk niż my. Nikt nie używa terminu „Czech Jazz” mimo iż sław jazzu światowego Czesi, naród znacznie od nas znacznie mniej liczny, mają jeśli nie więcej, to na pewno nie mniej od nas: Jan Hammer, Jiři (George) Mraz, Emil Viklický, Miroslav Vitouš . Natomiast można spotkać termin „Scandinavian Jazz” mimo iż nikt ze skandynawów nie zagrał na Tutu Milesa Davisa. Używa się go dla podkreślenia zasług licznych muzyków jazzowych z tej części Europy i pewnej odrębności stylistycznej. Z tym zresztą w ostatnich latach jest już problem, bo jak można jedną etykietkę przylepić do muzyki Freda Lonberg-Holma, Bugge Wesseltofta, Jana Garbarka albo Eero Koivistoinena.
Oczywiście jazz z Polski bywa, nie zawsze jest, ale właśnie bywa charakterystyczny (słowiańska dusza) i rozpoznawalny, ale to samo możemy powiedzieć o jazzie z Turcji (mam nadzieję, że prof. Fish się ze mną zgodzi), z Rumunii, z Węgier lub z Holandii. Rzecz w jakości, a nie w sztucznym tworzeniu etykiet. Nawet tak podbudowujących nasze jazzowe ego jak „Polish Jazz”. Pozdrawiam serdecznie.

środa, 9 lutego 2011

Z cyklu 'zawsze sprawdzaj co jest w środku'


Dziś trafiła się nielada gratka... z jednym minusem. Otóż po sesji (nie do końca zaliczonej:) poprawki za tydzień) postanowiłem wybrać się na stare śmieci do domu. Oczywiście będąc w rodzimym Giżycku musiałem zahaczyć o 'mój' komis. Z cyklu 'polski jazz' znalazłem Laboratorium live i Old Timersów z serii PJ vol. 30. Owych Old Timersów w kolekcji już mam, i to w stanie idealnym. Ten egzemplarz okładkę miał na 4, więc o wymianie raczej nie myślałem. Zaświtała mi myśl o kupnie dubla - było by 'na wymianę'. Z drugiej strony 'Blue Light Pilot Live' Laboratorium w kolekcji też bym nie pogardził. Postanowiłem sprawdzić kondycję obu krążków. Wyciągam płytę z 'Old Timersów' i co.... w środku siedzi vol. 26 - Paradox - Drifting Feather!! Sic! Nie ma się nad czym zastanawiać.... i tym sposobem za 10PLN zdobyłem Paradoxa, którego ceny w internecie niestety również są wysokie. Wszystko super, krążek w stanie eleganckim, dużo lepszym niż okładka. Tu niestety żal trochę, że posiadam wersję bez oryginalnej okładki. Ale za 10PLN kto by nie wziął? Lepszy rydz niż nic... Z tego co się dopatrzyłem to i na okładce i na labelu płyty widnieją takie same pieczątki, nie do końca czytelne '- jakieś tam zakłady czegoś WZGS Samopomoc Chłopska 11-500 Giżycko". Tak jakby płyta z Paradoxem siedziała w Old Timersach od samego początku(?). Fabryczna pomyłka? Wszak obie płyty dzieli zaledwie jeden rok (Paradox - 71, Old Timers - 72). Albo w owych zakładach czegoś tam, mieli burdel w kolekcji i ktoś pomieszał płyty;]

Wniosek... zawsze zaglądajcie do koperty przed kupnem;]